„Gdzie mgły spowijają Śnieżkę, a korzenie świerków splatają się z historią…”
W sercu Gór Sudeckich, u stóp Śnieżki, stała niegdyś wieś zwana Karpacz – osada czterdziestu drewnianych chat, z których dym unosił się jak modlitwa. Mieszkali w nich laboranci, zielarze o dłoniach twardych od pracy i oczach błyskających wiedzą przekazywaną z dziada pradziada. Zbierali dziewięćsił na poranki, korzeń arniki na rany, jagody jałowca na gorączkę. W ich kociołkach gotowały się mikstury, które leczyły dusze i ciała. Lecz głębokich lasów unikali jak ognia. Tam, w skalnych czeluściach, mieszkał Liczyrzepa – Duch Gór, co strzegł skarbów przyrody, a kroki jego grzmiały jak burza.
Pewnego wrześniowego dnia, gdy liście mieniły się złotem, starszy laborant Roch wysłał grupę zielarzy po rzadkie ziele św. Hildegardy. Szli wąską ścieżką, gdy nagle usłyszeli jęk – głęboki, chrapliwy, jakby ziemia sama stękała.
– „To on… Liczyrzepa!” – szepnęła Chwalisława, ściskając koszyk.
– „Uciekajmy, póki czas!” – krzyknął młody Bartosz, ale Roch stanął jak wryty.
– „A jeśli to człowiek? Nasze powołanie każe nam pomagać, nawet gdy strach ściska gardło” – rzekł, choć serce waliło mu jak młot.
Zawrócili. W miejscu, gdzie głos dochodził, ziemia rozwarła się w czarną szczelinę. W głębi, na dnie jaskini, połyskiwały dwa światełka – oczy Ducha Gór. Jego potężne ramię zwisało bezwładnie, a wokół unosił się zapach gnijących liści.
– „Pomóżcie… – zasyczał Liczyrzepa. – „Zasypałem się, łapiąc korzeń mandragory. Uwolnicie mnie, a nie tknie was mój gniew!”
Laboranci spojrzeli po sobie.
– „A jak nas oszukasz?” – spytał Bartosz, drżąc.
– „Przysięgam na kamień, który jest moim sercem” – warknął duch, a skały zadrżały.
Całą noc laboranci znosili powalone jodły, wiążąc je linami stworzonymi z łyk pokrzyw. Gdy wschód słońca zaróżowił Śnieżkę, drabina była gotowa. Liczyrzepa wspiął się na powierzchnię, a jego postać – wysoka na trzy chłopy, o twarzy zoranej jak kora – rzucała cień na całą dolinę.
– „Dziękuję wam, ludzie małej wiary, ale wielkich serc” – mruknął, pijąc wodę ze źródła. Następnie wyciągnął spod płaszcza z mchu pióro sokoła i na korze brzozy zaczął pisać. Gdy skończył, podał kartę Rochowi.
– „To receptura. Trunek z niej uczyniony będzie leczył rany, koił smutki i… wiązał serca z rytmem gór. Strzeżcie jej jak źrenicy!”
Zanim laboranci zdążyli podziękować, Liczyrzepa zniknął w wirze liści.
W chacie Rocha, przy blasku łojówek, powstał pierwszy Likier Karkonoski. Miód z leśnych barci, jagody czarnego bzu, korzeń dzięgla, szyszki chmielu – i coś jeszcze… sekretny składnik, który Roch dodał szeptem. Gdy pierwszy łyk spłynął po gardłach, laboranci poczuli, jakby góry przemówiły.
– „To… jak picie samego świtu!” – zachwyciła się Chwalisława.
– „Królowie będą za to wojny toczyć” – mruknął Bartosz.
I tak się stało. Likier trafił na dwory Śląska, Czech, nawet do Wiednia. Lecz gdy ostatni laborant umarł, zabierając tajemnicę do grobu, receptura stała się mitem.
Minęły wieki. Karpacz zaroił się turystami, a drewniane chaty zastąpiły pensjonaty. Aż pewnego dnia Dariusz, góral z dziada pradziada, wędrując po zarośniętym szlaku, natknął się na ruinę chaty Rocha. W piwnicy, pod kamieniem z wyrytym znakiem mandragory, znalazł gliniany dzban. W środku – zwinięty pergamin.
– „Boże… to przepis Liczyrzepy!” – krzyknął, czytając spisane runami składniki.
Dziś, w manufakturze GUSTAB pod Śnieżką, znów pachnie jagodami i miodem. Likier Karkonoski, butelkowany w szkło z hut w Szklarskiej Porębie, wraca na stoły. A turyści, pijąc złoty trunek, słuchają opowieści o tym, jak strach i dobroć splotły się w jedną legendę.
Morał, który brzmi w szumie drzew:
„Nawet najciemniejsza otchłań może stać się źródłem światła, jeśli odważysz się podać rękę wrogowi. I pamiętaj: czasem największe skarby rodzą się… z litości.”
A Liczyrzepa? Mówią, że gdy w Manufakturze GUSTAB pali się światło do późna, jego cień przesuwa się po ścianach. I śmieje się cicho, widząc, że jego dar – jak góry – przetrwał wszystko.
Strzeże wciąż tajemnicy, którą podarował niegdyś pod górą Śnieżka w mrocznym lesie regionalnym zielarzom.
Autor: Dariusz Gustab
GUSTAB Manufaktura Wódek i Likierów
Topolowa 3A, 58-309 Wałbrzych
manufaktura.gustab@wp.pl